Na portalach społecznościowych można zauważyć potężną migrację ludności. Przemierzają strony typu fanpage nieraz z prędkością błyskawicy. Nieraz zostawią komentarz, udostępnią wpis i „lecą dalej” na „złamanie karku”. Nawet jeśli fanpage cieszy się popularnością, nie łatwo o uwagę „swojej” społeczności, której na social mediach nie ma się na wyłączność. By „wyłuskać” z tłumu internautów, którzy są faktycznie zainteresowani tematyką, tworzy się strony, które zrzeszają takich użytkowników social media, na przykład grupę na Facebooku. Czy obecność w takiej grupie faktycznie daje wiele korzyści? A może jednak to „strzał w stopę”? Jak to więc jest…
Każdy wpis wzbudza zainteresowanie
Kiedy tworzy się grupę na Facebooku, można liczyć na to, że będą do niej przynależeć wyłącznie te osoby, których temat naprawdę interesuje. Niezależnie od tego, czy zamieszcza się na takiej stronie wpis raz w tygodniu, częściej lub rzadziej, spotyka się z zainteresowaniem. Przedstawiciel firmy otrzymuje najczęściej odpowiedzi na swój post w ciągu kilku godzin, a najpóźniej trwa to zwykle dwa dni. Dzięki temu bardzo szybko dowiaduje się, co o opisanej sytuacji myślą Ci, na których zdaniu najbardziej mu zależy. Jest więc zawsze odpowiednia motywacja do tego, by takie wpisy pojawiały się w miarę regularnie.
Skuteczniejsza promocja niż na zwykłym fanpage’u
Promując się w grupie na Facebooku, można znacznie łatwiej wniknąć w świadomość odbiorców. Dzieje się tak dlatego, że są to ludzie autentycznie zainteresowani tematem. Zatem zamieszczanie kolejnych wpisów, które w mniej lub bardziej wyraźny sposób zaznaczają markę, nie odbiera się jako coś nagannego. Jest to tak naprawdę zwykła praktyka, zwłaszcza jeśli nazwa i logo marki znajduje się pod wpisem, a nie gdzieś w środku. Inaczej to wygląda, gdy marka próbuje pokazać się z jak najlepszej strony w sensie „jaka to ja nie jestem dobra w porównaniu z konkurencją”. Taka forma promocji raczej nie spotka się z „uznaniem”, a bardziej może zaszkodzić. Jeśli jednak zamieszcza się posty z wyczuciem, próbując bardziej rozwiązywać problemy, niż pokazywać, jakim to się nie jest mocnym, internauci proszą o więcej.
Wartościowe komentarze, które można zamieścić na oficjalnej stronie internetowej
W grupie na Facebooku często goszczą osoby, które nie są początkującymi w danej dziedzinie. To nierzadko ci, którzy chcą poszerzyć swoją dotychczasową wiedzę. Z tego też powodu wszelkie pozytywne komentarze, które się od nich otrzymuje, można uznać za naprawdę wartościowe. Są podpisane imieniem i nazwiskiem, mają konkretną datę, a także są na ogół zwięzłe i treściwe. Jest to kolejny powód, dla którego warto założyć grupę i czynnie w niej uczestniczyć.
Nachalna promocja, gdzie się da
Może się zdarzyć, że ktoś, kto zauważyć, że bycie w grupie na Facebooku popłaca, stanie się bardziej łakomy i zacznie zamieszczać wpisy w różnych grupach powiązanych tematycznie. Warto się jednak nad tym zastanowić i wziąć pod uwagę, czy czasami tych grup nie odwiedzają ci sami ludzie, co tej pierwszej. Jeśli tak jest, zamieszczanie tam wpisów nie jest komfortowe, zwłaszcza gdy „grupowicze” ustawiają aktywne powiadomienia, kiedy pojawi się nowy post. Średnio to wygląda, gdy powiadomień jest na przykład pięć, a wszystkie dotyczą wpisu o tej samej treści. Na dłuższą metę osoba, którą miało się za profesjonalistę i obeznaną w tematyce, zaczyna kojarzyć się z namolnością i nachalnością. Ostatecznie więc, zamiast przysporzyć sobie dodatkowych odbiorców, można w ten sposób stracić dotychczasowych.
Rola eksperta, która „daje po oczach”
Niekiedy wpisy w grupach na Facebooku przypominają te, które widzi się nieraz na forach dyskusyjnych. Pojawia się nagle „ni stąd ni zowąd” jakiś np. pan Marek, który ma problem z doborem farby do ściany. Już za pięć minut pojawia się ekspert, który nie dość, że wie, jakiej farby potrzebuje pan Marek, to jeszcze dorzuca, że teraz może ją kupić w promocyjnej cenie. Nierzadko są to „rozmowy” w ogóle niezwiązane tematycznie z grupą. Poza tym od razu widać, że taka wymiana zdań nie jest naturalna. Oczywiście zdarza się i tak, że w firmach pracują konkretne osoby. Zajmują się one wyszukiwaniem pytań tego typu, by móc jak najszybciej udzielić dobrej odpowiedzi. Najczęściej jednak jest to dialog „pompowany sztucznie”. Jest to wymyślony pan Marek i jego problem, a firma chce na takim przykładzie „wypłynąć” ze swoją ofertą.